Strona główna » artykuły » wydarzenia » LONSTAR - koncert w Domu Kultury - Włochy
 

Dzięki uprzejmości Ewy Dąbrowskiej możemy przeczytać relację i zobaczyć zdjęcia z koncertu, który odbył się w domu Kultury - Włochy

 

 

Do Włoch na LONSTARA – cz.1

czyli: kto przyszedł?

 

10 stycznia 2009 roku – sobota karnawałowa, a na warszawskiej ulicy 1. sierpnia, wśród pryzm śniegu zebrała się spora grupa przebierańców??, kolędników?? Nie! To countrowe towarzystwo, czytające ogłoszenia w Internecie, przyszło do Domu Kultury – Włochy na koncert LONSTARA.

Spośród kilku widowiskowych sal obiektów kultury, jakie w minionym półroczu organizowały imprezy z udziałem wykonawców, bliskich countrowcom, ten obiekt na III piętrze wielofunkcyjnego budynku robi wrażenie. Zarówno kubatura sali, jak i rozmiar sceny przewyższał parokrotnie te inne – w Ośrodku Kultury Ochoty, w Domu Kultury Stokłosy, Domu Kultury Śródmieście, Domu Sztuki na Ursynowie.

Ta wielkość spowodowała, że dość spora grupa, równa (chyba, bo zajęta fotografowaniem nie policzyłam) tej, co przybyła na grudniowy koncert w OKO, nie zdołała zająć wszystkich krzeseł.

 

A i tak artysta wyraził zdumienie frekwencją. Z powodu imprez rodzinnych lub czysto karnawałowych czy też kontrpropozycji artystycznych (np. Tomasz Szwed w DKŚ) należało próbować bi-, tri- a może multilokacji? Ale to robić podobno umieją tylko niektórzy politycy.

Wybierając imprezę z dobrą muzyką country, my unilokalni ;-) przyszliśmy (z reguły) w strojach ‘organizacyjnych’, gdyż przeważała ekipa Dancing Riders. Wzbudzali powszechne zainteresowanie.

Ale wśród widowni widoczne były również stałe bywalczynie imprez kulturalnych, rodzice z małymi dziećmi, osoby w średnim wieku i kilka ślicznych dziewczyn. Zdecydowanie wszyscy pozytywnie odbierali muzykę LONSTARA.

Specjalnie dla niego z Falenicy przyjechały panie, rodzinnie powiązane z organizatorami mrągowskich Pikników Country (tych sprzed lat). Była także pani z Klubu Seniora na Słupeckiej. Tam, pod kierunkiem Maryli Cz., uczyli się zespołowych tańców, z przewagą country.

Koncert zaczął się zaledwie z parominutowym poślizgiem, czyli tuż po osiemnastej. Trwał – bez przerwy – ponad półtorej godziny. Udało się też wyprosić jeden bis. Słuchało się (z wyjątkiem paru ‘niedobrzmień’) znakomicie, co zapewniało nagłośnienie zawodowe. Repertuar był dobrze przygotowany – ale o tym w następnym odcinku.

 

 

Do Włoch na LONSTARA – cz. 2

czyli: co usłyszeliśmy?

 

W sobotę 10 stycznia 2009 roku, w sali widowiskowej Domu Kultury – Włochy, w cyklu Muzyka kontynentów wystąpił LONSTAR (autor piosenek, śpiew, gitary, harmonijka) z towarzyszeniem muzycznych filarów swego zespołu: Mirka Borkowskiego (‘atomowa’ gitara elektryczna) oraz Jurka Stelmaszczuka (bezprogowa gitara basowa).

 

Zaczęło się (1.) „Big River” – piosenką z repertuaru Johnny’ego Casha

Kolejne piosenki LONSTAR przeplatał anegdotami ze swego życia, pełnego wydarzeń.

 

Opowiadał o spotkaniach z przedstawicielami / przedstawicielkami, co czują przymus wypytywania muzyka countrowego o graną przez niego muzykę. To się przyczyniło do powstania (2.) „Co to jest to country?”

Zdał relację ze spotkania z dyplomatami oraz z członkami Parlamentu Europejskiego. Na hasło ‘Bruksela’ zgromadzona publika countrowa zachęcała, by zaczął się ubiegać o mandat europosła. Ja osobiście uważam, że zbyt wiele stracilibyśmy, gdyby Michał z muzyki przerzucił się na politykę. Natomiast gdyby Wilczyca ubiegała się o miejsce w Parlamencie Europejskim, to z pewnością oddałabym na nią głos, gdyż byłoby znacznie lepiej, gdyby prawo unijne zaczęły stanowić mądre kobiety.

 

Natomiast kobiety drapieżne, przemierzające nasz kraj opiewa (3.) „Do Sejn”

Wówczas liczna delegacja Dancing Riders pod melodię tej piosenki zaczęła układ tańca liniowego, zwany „Honky tonk stomp”. Robili to tak zachęcająco, że i ja zerwałam się, by do nich dołączyć.

 

Do (4.) „Piosenki dla nieładnej kobiety” rozwinął się w tle walc na 2 – 3 pary.

A (5.) „Tyle lat za jutrem gonię” skłonił 4 pary do tańca w kręgu.

Piosenka (6.) „Livin’ in A Slow Lane” powstała w trakcie wielogodzinnej jazdy szybkim autobusem z linii ‘Greyhound’, w którym autor podążał do Nashville.

Znacznie szybciej niż oryginał, wykonywany przez Johnny’ego Casha (7.) zabrzmiał „Folsom Prison Blues”. Ostrości dodawały solówki obu gitar.

 

Tylko artysta i jego gitara wystarczyły, by odtworzyć na scenie wydarzenie (lub raczej splot trzech różnych wydarzeń), jakie przyczyniły się do powstania (8.) ‘kris-masowej’ pastorałki: „Głośna cicha noc”. Brawa po niej długo nie milkły...

Gdy już w trzech zagrali (9.) „Ona i ja”, większość obecnego countrowego siostrzeństwa i bractwa włączyła się w refren.

A (10.) „Radio” – największy przebój polskiej muzyki country podśpiewywała niemal cała sala.

O swej wielkiej fascynacji urokami Dziesiątej Muzy opowiadał przy okazji (11.) „Legendy europejskiego kowboja”. Dowiedzieliśmy się także o zaangażowaniu LONSTARA w ważny festiwal ‘Camerimage’ – „bo kocham kino”.

Następna (12.) piosenka, z powtarzającym się szlagwortem „Chcesz mnie, no to bierz mnie”, była skutkiem przykrych doświadczeń, trochę jak z horroru „Play ‘Misty’ for Me”, gdy fanka zaczyna nękać artystę nadmiarem swych uczuć. Narastający nastrój niesamowitości spotęgowała groźna solówka gitary Mirka Borkowskiego. LONSTAR wyznał, że zaciągano go do wojska sześć razy, za każdym razem, jako dyplomowanego architekta, do saperów.

Natomiast (13.) „Długi kurs” postał dzięki opowieści zaprzyjaźnionego trakera (tzn. kierowcy wielkiej, 5-osiowej ciężarówki), który wbrew regulaminowi firmy wziął do kabiny mężczyznę, chcącego po 2-letniej ‘odsiadce’ dotrzeć bezpiecznie do domu.

 

Z tych polskich realiów przenieśliśmy się w epokę wspaniałych pociągów przecinających amerykański kontynent ze wschodu na zachód, a także – jak w tym wypadku – z północy na południe, wzdłuż wielkiej Mississippi. To pociąg o nazwie (14.) „City of New Orleans” sławi piosenka napisana przez Steve’a Goodmana, znakomicie wykonana przez Willie’ego Nelsona. Do niej LONSTAR dołączył grę na harmonijce ustnej, zamocowanej na stelażu, przezwanym przez muzyka „chomątem”.

Skoro już dojechaliśmy do Luizjany, opowiedział historię, związaną z następną, liczącą niemal dwieście lat, bo powstałą w 1818 roku balladą (15.) „Battle of New Orleans”.

 

No nie wiem, czy osadnicy, zbuntowani przeciw koronie brytyjskiej, rozpoznaliby w tym hard-rockowym kawałku swoją żołnierską śpiewkę przy ognisku??? Bardzo wątpliwe. Nie ukrywam, że wielce żałuję, iż nie ma w Polsce ani jednego zespołu, który wykonywałby coś z repertuaru Johnny’ego Hortona. Eeech...

 

Na zakończenie usłyszeliśmy dublet: Mule Skinner Blues’ połączony z ‘T for Texas’. Także i te standardy muzyki country, rozsławione przez Jimmie’ego Rodgersa, zostały przez LONSTARA ‘urockowione’. Obie towarzyszące gitary brzmiały bardzo głośno, ich dynamika stawała się monotonna. Z kolei w ‘T for Texas’ piosenkarz posłużył się niemalże jazzową techniką ‘skatu’.

Taka interpretacja daleko odbiega od stylu country & western, a także (no i bardzo dobrze) od country-popu.

 

Recital kończył się żądaniem bisów. Jednakże ze względu na inne zobowiązania LONSTAR dał się nakłonić do wykonania tylko jednej piosenki. Było to „Jadę na południe”, której momenty autobiograficzne opisują dolę countrowego artysty w Polsce.

Stała się ona także okazją do zbiorowego tańca liniowego „Slap leather”. A linia była bardzo długa, chwilami stawała się nawet dwulinią.

;-)

Taką zbiorową zabawą zakończył się ten sobotni, styczniowy wieczór. Chętni do zatrzymania wrażeń na dłużej mieli okazję kupienia płyt LONSTARA. To bardzo ważne, gdyż tak niewielu wykonawców / wykonawczyń country dba o potrzeby fanek i fanów.

 

Ewa Dąbrowska

Wszelkie prawa zastrzeżone © Wortale.net -