Strona główna » artykuły » wydarzenia » Maciej Świątek - Mrągowo 2008

Jeszcze jedne artykuł dotyczacy Mrągowa 2008. Tym razem autrostwa niezmordowanego Woźnicy "Diliżansu". Jest to spojrzenie na mrągowski piknik poprzez relację telewizyjną i opowieści uczestników. Życzę przyjemnej lektury.

 

 

Gwiazdy dla country czyli country dla idiotów

 

 

Oglądając polsatowską transmisję z piątkowych wydarzeń na Pikniku Country w Mrągowie niewątpliwie czułem lekki żal, że nie jestem nad Czosem, choć ten żal dotyczył nie tyle amfiteatru, co raczej jego otoczenia, znaczy stoiska Czarka Makiewicza na promenadzie czy koncertów Władka Magiery i West Side na campingu. Tęskniłem za piknikową atmosferą, ale też utwierdzałem się w przekonaniu, że nie widzę dla siebie miejsca na tej imprezie.

Jeśli ktoś czytuje regularnie Dyliżans może zauważyć, że piszę na ogół o sprawach i ludziach nad Czosem nieobecnych, jeśli ktoś słucha Country Clubu w Radiu Warszawa może usłyszeć, że nadajemy tam muzykę, której w Mrągowie raczej nie słychać.

Moje słyszenie, rozumienie tudzież widzenie country jest najwyraźniej inne niż ogólnopolskie, a zdecydowanie inne niż te, które pokazuje telewizja.

Zacznę od początku, czyli od tytułu koncertu Gwiazdy dla country. Wyśmiewałem już to niefortunne sformułowanie, a na poważnie to go po prostu nie rozumiem. Wymyśliłem niegdyś koncept podręcznika Mechanika kwantowa dla niedorozwiniętych i takież moje jest obecne skojarzenie.

Sytuację pogarszał jeszcze telewizyjny kontekst, w którym pan prowadzący losowanie lotto ubrał się w kapelusz i mówił jakieś dziwne rzeczy, a inny pan na koronie amfiteatru mówił rzeczy jeszcze dziwniejsze i proponował trzy skutery za trafną odpowiedź na pytanie, czy country pochodzi z Ameryki Łacińskiej.

To co mówiono na scenie też było dość dziwne, bo i Tomek Szwed i Korneliusz Pacuda dostosowali się do poziomu Pauliny Tomborowskiej równie inteligentnej co dawniejsza gwiazda Agata Młynarska choć może na szczęście nieco bardziej statycznej.

Koncept, by nie mające pojęcia o country gwiazdy prezentowały ten gatunek szerokiej publiczności potwierdza moją wynikającą z obserwacji tezę, że Polska to taki dziwny kraj, w którym największą karierę można zrobić zajmując się działalnością, do której się nie ma żadnych predyspozycji.

Żali mi nawet w końcu zdolnych przecież artystów, którzy z niejasnych powodów śpiewają coś czego już nigdy potem nie zaśpiewają, w czym im niewygodnie i obco, czego nie czują, nie rozumieją i co smutniejsze ani poczuć, ani zrozumieć nie chcą. W efekcie szkoda czasu i nakładów na coś, co udać się nie może i co nikomu się nie podoba, no, może poza pomysłodawcami.

Największe koncertowe koszmarki to Cierniewski, Milowicz i Stachursky, największa artystyczna porażka – duet Lonstara z Anią Wyszkoni. Momenty jaśniejsze to Ala Boncol z Pawłem Bączkowskim i Marysia Gorajska z Łukaszem Zagrobelnym. Przyzwoicie Babsztyl, interesująco, ale chyba tylko dla znających country po polsku, Trojak z Nastarowiczem.

Pomijając poroniony pomysł koncertu to nawet w tej sytuacji można było stworzyć

coś ciekawszego, gdyby zamiast przechodzonych i wyświechtanych do niemożliwości evergreenów wybrano do prezentacji piosenki z ostatnich dziesięciu czy może nawet dwudziestu lat, w których country zmieniło się przecież dość istotnie. Materiału by nie zabrakło, ale najwyraźniej zwyciężyła rejsowa koncepcja grania tego co już znane.

Przy okazji byłbym wdzięczny za ujawnienie się osoby za ten zestaw odpowiedzialnej, bo nie wiem, czy dokonywał go jakiś countrowy autorytet i po raz kolejny strzelił kulą w płot, czy po prostu chodziło o to, że gwiazdy te właśnie countrowe szlagiery znały i nie musiały tym samym uczyć się od zera.

Pewne światło na całość rzuciła mi jednak nocna wypowiedź w Radiu Truck redaktora Leśniewskiego, który zauważył, że nie wie, czy tych prawdziwych polskich wykonawców country starczyłoby na wypełnienie telewizyjnego koncertu.

Niewiara w country po naszemu ma swoje dość realne podstawy, ale myślę, że naszych countrowców jednak by wystarczyło, aczkolwiek taki czysto countrowy koncert należałoby solidnie przygotować, żeby nie dać plamy. Popowe gwiazdy były obecne w Mrągowie zawsze, ale była też telewizyjna transmisja okazją do zaprezentowania szerokiej publiczności wykonawców ogółowi nieznanych, a wiem co piszę, bo właśnie wielu naszych wykonawców country po raz pierwszy usłyszałem w telewizji, a z wizualizacji pamiętam do dziś choćby cylinder Antka Kreisa.

Proponowałbym zatem następnym razem nie gwiazdy dla country ale country dla ludzi, przy czym westchnę, bo przecież koncepcja Polskich Gal Country miała właśnie na celu przedstawienie w pigułce tego co w country po polsku najlepsze, a termin Gal wybrany był tak, by na kilka miesięcy przed Mrągowem można było z countrowcami telewizyjnych widzów oswoić.

Idąc za myślą redaktora Leśniewskiego, można się zastanowić nad tym, czy mamy armaty, ale może mimo wszystko lepszy brak artylerii od takiej co strzela niecelnie niepasującą amunicją, nierzadko po pierwszych szeregach własnej armii.

O tym, że countrowcy po naszemu są w stanie sami stworzyć ciekawy koncert przekonywał nadany po północy jubileuszowy koncert Tomka Szweda wspieranego

naszymi właśnie. Tu wszyscy, łącznie z Wojciechem Cejrowskim prowadzącym całość, byli na swoich miejscach i nawet Flinta, która pokazała się w pierwszym akcie wreszcie wypaliła.

Cóż, telewizja zawsze pokazywała nie to i nie tak, upór jej decydentów jest godny lepszej sprawy, a brak pomysłów, wyczucia i odwagi to chyba telewizyjne cechy genetyczne. Faktem jest jednak, że znowu rodakom nie pokazano tego czym rzeczywiście jest to country, nawet to country w krajowym wydaniu różne mocno od oryginalnego.

Nie pokazano też w ogóle tego, co nawet z odległości Warszawy wydawało się interesujące. A z pewnością był takim występ George'a Hamiltona IV takoż to co prezentował Mandy Strobel, którego wraz z Lonstarem miałem szczęście gościć

w Country Clubie.

Nawet jeśli Hamilton IV to już historia, a Mandy Strobel nie jest artystą tak popularnym

jak amerykańskie gwiazdy, to obaj wiedzą o co w country chodzi i ideę przekazaliby z całą pewnością. Na ideę jednak miejsca najwyraźniej już nie ma.

Słucham relacji tych, którzy z Mrągowa wrócili, czytam wrażenia internautów

i wydaje mi się, że mimo wszystkich słabości Piknik broni się jeszcze. Zastanawiam się tylko, kiedy przestanie się bronić i przejdzie do ataku, bo jak pisałem potencjał nadal jeszcze jest, choć zauważyłem pewne zagrożenie, o którym napiszę osobno.

Dobrze by było, gdyby Mrągowo znalazło swoją medialną alternatywę, ale przez pamięć tradycji dobrze by też było, gdyby Piknik się ostał i odbudował. Samo się to jednak nie stanie, a czy znajdą się chętni do działania?

 

 

Macie Świątek

 

 

"Dyliżans" 04.08.2008r

Wszelkie prawa zastrzeżone © Wortale.net -