Basia Knappik o koncercie Czarka Makiewicza
Oto w końcu nadszedł ten długo oczekiwany przeze mnie dzień. Przez wiele lat nie było mi po drodze... spotkać na drodze Cezarego Makiewicza (rodzimego singer-songwriter'a, z zamiłowania ornitologa). Aż do 22. kwietnia 2016 r. w poznańskim „Piórze Feniksa".
A droga zajmuje niemało miejsca w Jego muzycznych przemyśleniach, bo czyż nie „wędrówką jedną życie jest człowieka"...? Zaś w podróży, jak to w podróży... nowe miejsca, nowe twarze, ale przede wszystkim obcowanie z cudowną przyrodą polskiej ziemi, której urodę i magię niezmiennie podkreśla, niczym wytrawny botanik, zachęcając przy tym do porzucenia, choć na chwilę, krzykliwego i dusznego miasta:
„Zarzucić wędkę gdzieś w Mazury,
zatrzymać się na jakiś czas,
w jezioro spojrzeć, potem w chmury,
z których wyrasta stary las".
Tym razem, jakby na zachętę, to natura przybyła do metropolii w osobie swojego orędownika, zaklinacza słów, wybornie łączącego smaki dźwięków folkowo-country'owych. Liryka przenikała się tu z poetyką, nabierając wonnego aromatu pól, łąk, wiatru, liści, rzeki... aromatu naszych radości, smutków, wyborów, miłości, pożegnań... naszej powszedniości. Makiewicz, wraz z towarzyszącym na gitarze elektrycznej znakomitym Piotrem Szymańskim, zabrali nas na niespieszny spacer, pełen refleksji, uśmiechu i śmiechu, zapominania i przypominania, rozmarzania. Wspomnienie biegło za wspomnieniem, nostalgia za nostalgią, przemycane w strofach, emanujących subtelnością i elegancją słów, które opowiadały m. in. o tym:
- jak ważne jest, by mieć dla kogo żyć i dokąd wracać
- że trzeba się wsłuchiwać w przyrodę i korzystać z jej nauk
- że miłość dodaje nam sił, bo „kiedy kochamy, możemy góry przenosić"
- jak ciężko jest na duszy po stracie czworonożnego przyjaciela (za każdym razem łzy mi płyną przy tej piosence i tak było tym razem)
- że „na wszystko miejsce jest i czas"
- że „lepiej samotnie witać dzień, niż z kimś, kto nagle stał się obcy"
- jak ludzie czują potrzebę współczucia i jednoczenia się w obliczu tragedii (np. 11. września)
- że małe miasteczka, gdzieś na końcu świata, też mają swój czar, swoje życie i warte są uwagi
- że dobrze czasem podążyć polną drogą, która poprowadzi w rodzinne strony tam, „gdzie nasz dom, słodki dom, gdzie nasze serce bije mocniej, tam, gdzie szybciej płynie krew"
- i że „zawsze kiedy marzysz, jest pogodny dzień"...
Nie zabrakło wyprawy w rejony warmińsko-mazurskie, których kulturę od dawna kultywuje, powołując do życia tradycyjne piosenki w gwarze warmińskiej, jak chociażby wyśpiewane „Ach, mój jenu", „Siedzi siwy dziod", czy też nagrodzoną tegorocznym Dyliżansem „Na stawigudzkim polu". Urokliwe zaprawdę i niezwykle interesujące. Więcej tego dobrodziejstwa znaleźć można na płycie grupy Babsztyl (z którą Cezary Makiewicz jest od lat związany) pt. „Stoji łoset kele drogi".
Zrobił także ukłon w stronę „ikon" muzyki country. Zabrzmiały nuty „On the Road Again", „Take Me Home, Country Roads" i „Ring of Fire", ku uciesze zgromadzonego audytorium.
Opowiedział o szacunku dla twórczości i osoby długoletniego przyjaciela (a nawet „brata") po fachu, Tomasza Szweda, z którym, po społu, był ojcem „Śpiewnika" (Dyliżans w 2014 r.).
A publiczność przybyła tłumnie, w swoim gronie mając młody „narybek", doskonale znający słowa piosenek głównego wodzireja spotkania. Czuć było wzajemną sympatię, ciepło, radość i „dobre wibracje". Koncert był przedni. Piękna poezja, sprawne aranżacje, nastrojowe melodie, pyszny kolaż dźwięków gitary akustycznej, elektrycznej i łagodnego głosu Makiewicza, w połączeniu z Jego wrażliwością, sercem, otwartością oraz dowcipnymi opowieściami o „bólu" tworzenia i życiu jako takim, usnuły harmonię, oklaskiwaną na stojąco.
Niezwykłe, że przez niespełna 30. lat kariery, mimo zmieniających się trendów, pozostaje wiernym sobie podróżnikiem w krainie łagodności, nie tracąc sympatii rzeszy ludzi, którzy podążają Jego śladem po całym kraju.
To utwierdza niepomiernie, że:
„Takich chwil nam do życia potrzeba,
to już tyle lat,
w oku kręci się łza,
a nam wciąż, nam wciąż
chce się..." słuchać!
Zatem, parafrazując Jego własne słowa, mam prośbę: śpiewaj Czarek, śpiewaj...!!
Państwo zaś, nie wahajcie się ani chwili, gdy w Waszej okolicy (i nie tylko) pojawi się ten sympatyczny i utalentowany artysta, „zamieniając dni szare w zielone". Spieszcie na spotkanie z Nim, a wypoczynek, dobre samopoczucie, pokrzepienie duszy i uśmiech, macie gwarantowane.
Mnie uśmiech długo nie schodził z oblicza, bo koncert zbiegł się prawie z moimi urodzinami. Cóż za smakowity to był prezent...
I nie zapominajcie o spotkaniach w „Piórze Feniksa" z cyklu „Country w Mieście", kolejne już za miesiąc.
Pozdrawiam!
Barbara Knappik