Brad Paisley
American Saturday Night
Jak to często u Amerykanów bywa, wszystko zaczęło się od gitary ofiarowanej Bradowi przez dziadka. Potem był chór kościelny, zawsze dobra lekcja śpiewu, a jeszcze później lekcje gitary u profesjonalnego muzyka. Ten szybko zorientował się w niezwykłych uzdolnieniach chłopaka i zachęcał z całych sił do podjęcia twórczej drogi. Brad usłuchał go i gdy miał dwanaście lat założył własny zespół, który wykonywał nie tylko usłyszane w radiu przeboje, ale też własne utwory młodocianego założyciela. Przeprowadzka z rodzinnej Zachodniej Wirginii do Nashville była oczywista, choć trochę jeszcze potrwało, zanim młodzieniec znalazł się w orbicie zainteresowań łowców talentów.
Pierwszy album, "Who Needs Pictures" nagrał w Nashville w 1999 roku. Gdy zaczął błyskawicznie piąć się w górę list przebojów, osiągając złoto, a potem platynę, wiadomo było, że Brad dosięgnął szczytu. Dziś osiadł na nim zdecydowanie i stał się bezsprzecznie wielką gwiazdą, skoro wydana ostatniego czerwca "American…" jest jego ósmym albumem, a łączny nakład dotychczasowych wynosi grubo ponad 10 milionów egzemplarzy. Do tego trzy razy ACM, a CMA dwa razy, uznawały go za wokalistą roku.
Brad jest człowiekiem wyjątkowo stałych poglądach i szybko przyzwyczaja się do ludzi. Jego producent, Kevin Freman pracuje z nim od nagrania pierwszego singla, podobnie jak niemal wszy- muzycy, dlatego porozumiewa się z nimi błyskawicznie. Przy okazji należy dodać, że Paisley sam jest wybornym gitarzystą, a także współautorem swych przebojów. Podobno zaprasza współpiszących do swojej posiadłości na farmę pod Nashville i tam, w kilku pokojach, wszyscy tworzą poszczególne utwory w tym samym czasie. Najświeższy album został nagrany w znanym Blackbird Studio, należącym do Martiny McBride i jej męża.
Brad zdecydowanie nie należy do eksperymentatorów country. Przeciwnie, jego repertuar kojarzy się z country środka, z honky-tonk I balladami, z solidnością warsztatową, którą reprezentuje zarówno jako autor, jak też wokalista i muzyk. Miewa też bardzo dowcipne teksty i zawsze starannie opracowane recitale. Album poprzedził świetnie przyjęty singiel z balladą "Then". Żeby nie trzymać Państwa w niepewności, od razu powiem, że" American Saturday Nlght" to bardzo dobra i ciekawa płyta, na której roi się od ciekawych pomysłów. a nastrój co chwilę zmienia. Na pewno Brad jest tradycyjny, ale i tu znalazło się kilka wymiatających, wręcz rockowych solówek gitarowych, jakich nie powstydziliby się muzycy z grup awangardowych. Wszystko to jednak jest znakomicie przemyślane, zaaranżowane, zagrane i zaśpiewane. Bez tego nikt nie zwróciłby uwagi na tego przystojniaka o wielkich, ciemnych oczach, dysponującym miłym i mocnym tenorem. Mówi się, że Brad tworzy udany pomost między młodą publicznością żądną opisu świata swoimi oczami, a countrowymi korzeniami, dla których nawet gitara elektryczna brzmi lekko podejrzanie. Paisley rzeczywiście godzi wszystkich, jest ponadpokoleniowy. Któż może powiedzieć, że nie ma racji, gdy śpiewa o amerykańskiej sobotniej nocy, jedynej w ciągu tygodnia, kiedy można zapomnieć o obowiązkach i poszaleć na całego? Brad Paisley od miesiąca objeżdża 41 miast w USA I Kanadzie w ramach akcji promocyjnej nowego albumu. Spokojna głowa, gdy ją skończy, może go sprzedać w ilości większej, niż jakiegokolwiek dotąd!
Stangret
Piosenki na płycie
American Saturday Nlght
Eyerybody's Here
Welcome To The Future
Then
Water
She's Her Own Woman
Welcome To The Future (Reprise)
Anything Like Me
You Do The Math
No
Catch All The Fish
Oh Yeah, You're Gone
The Pants
I Hope That's Me
Back To The Future